14:38

Złodziejka listów - Anna Rybakiewicz

Instagram
Na słowa trzeba uważać. Nie każdemu można wszystko powiedzieć. Pewne sprawy są tylko naszymi najskrytszymi tajemnicami i nikt nie może się o nich dowiedzieć. W czasach II wojny światowej były one na wagę życia. Od jednego słowa mógł być zależny dalszy los.

Astrid bardzo szybko przekonała się, że musi zwracać szczególną uwagę na to, co mówi i pamiętać, co komu już powiedziała. Udało jej się uciec z getta w Łomży w ostatniej chwili. Pierwszą życzliwą osobą, którą spotkała, okazał się oficer SS, Walter Schmidt. Na początku udawanie szło jej całkiem nieźle. Wystarczyła jedna konkretna nazwa, wypowiedziana nieuważnie, i atmosfera przy stoliku uległa diametralnej zmianie. Astrid dalej musiała uciekać.

Nieoczekiwanie znajduje schronienie oraz pracę u pewnej starszej Niemki. Dziewczyna ponownie musi pilnować się na każdym kroku. Trudno powiedzieć, czy los płata jej figa, czy jest dla niej łaskawy, ale co jakiś czas w życiu Astrid pojawia się Walter. Ich kolejne spotkanie zmusza ją do podjęcia nagłych decyzji, które mają wpływ na jej dalsze życie. W dalszym ciągu nie wiedziała, co ona, Żydówka, może zrobić, a przetrwać tę wojnę. Pozostaje jej pisanie listów, które są dla niej ratunkiem, aby pośród tych wszystkich strasznych zdarzeń pozostać sobą.

W czasach współczesnych Zofia Kaleta odnajduje plik listów, o które nagle pilnie zaczyna zabiegać nieznany jej mężczyzna. Wie, gdzie mieszka, nachodzi ją, proponuje pieniądze za stare zapiski, nazywa ją złodziejką. Zosia wielu rzeczy nie jest pewna, ale jednej rzeczy owszem - nie może sprzedać tych listów. Najpierw, musi je przetłumaczyć, poznać ich tajemnicę i dowidzieć się, kim są ich bohaterowie.

Astrid. Dziewczyna walcząca o każdy dzień życia, a jednocześnie tak bardzo naiwna. Czytając te fragmenty dotyczące pisania listów i dosłownego podkładania się oficerowi SS, miałam ochotę na nią krzyknąć, aby się otrząsnęła. Ona tak bardzo ryzykowała! Nie mogłam zrozumieć, jak mogła nie brać pod uwagę, że to podrzucanie listów, opisywanie tak szczegółowo sytuacji, które widziała z okna, jest dla niej ogromnym niebezpieczeństwem. A potem przychodziła refleksja, że przecież ludzie zakochują się w sobie niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdują. Wojna nie przekreśla uczuć i tu zostało pokazane, jak silne może być uczucie młodej dziewczyny. 

Tak prawdę mówiąc, najbardziej polubiłam postać Edmunda. Nie Astrid czy Waltera, ale właśnie poczciwego  i odważnego Edmunda, który pomagała jak tylko mógł walczącej Polsce, pozostając przy tym sympatycznym chłopcem, umawiającym się i na randki, i na różnego rodzaju akcje. Chciał pomóc, ale chciał też normalnie żyć, nie tracić młodości i życia, które miał tylko jedno. 

Złodziejka listów  jest specyficzną książką. Mamy piękną historię miłosną na tle okrutnych wydarzeń. Czasami trudno jest pogodzić te dwie tematyki, aby ze sobą współgrały, bo jedna zawsze będzie przytłaczać drugą, i tu chyba tak właśnie się stało. Miłość przytłoczyła wojnę. Może tak właśnie miało być, ale nie do końca przemawia do mnie sposób, w jaki zostały przedstawione wojenne wydarzenia. Mam wrażenie, że to tylko taki dodatek do fabuły. Oczywiście, nie można oczekiwać, że książka oparta na fabule wojennej będzie skupiać się tylko na niej, ale mam takie odczucie, że tutaj poszło to za daleko. Z drugiej strony (trzeciej, czwartej...), przecież nawet w czasie wojny ludzie starali się normalnie żyć! To były naprawdę ciężkie czasy i podejrzewam, że gdyby ówcześni Polacy skupiali się tylko i wyłącznie na wojnie, to psychicznie byliby jeszcze bardziej wykończeni niż byli. Musieli ratować swoje życie, musieli robić wszystko, aby przetrwać, ale musieli też mieć jakąś odskocznię, która pozwalała im przetrwać kolejny dzień, miesiąc i rok. A tym czymś mogła być miłość.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Filia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Krokusowe Przemyślenia , Blogger