14:59

Podręcznik złej matki - Kate Long

źródło

Stwierdzenie, że każdy z nas ma matkę nie jest ani czymś nowym, ani czymś zaskakującym. Nie mając matki, nie mielibyśmy szansy na istnienie, urodzenie się. Mama jest osobą, dzięki której w ogóle żyjemy, bo to ona nosiła nas pod sercem kilka miesięcy i to ona nas urodziła. Jak sprawa ma się później, to już inna kwesta. Niektóre kobiety nie mają w sobie dość siły, aby zostać matkami w pełnym tego słowa znaczeniu, czyli nie tylko urodzić dziecko, ale także je potem wychować. Niektóre nie mają do tego żadnych warunków. Inne po prostu dziecka nie chcą. A jeszcze inne robią wszystko, aby mimo wszelkich trudności wychować swojego potomka, aby mógł się on cieszyć rodziną i dzieciństwem, a następnie wkroczyć w dorosły świat z podniesioną głową. A jak to było z Nan, Karen i Charlotte?


Babcia, matka i córka. Trzy pokolenia kobiet mieszkające pod jednym dachem. Żadnego mężczyzny. Każda z nich ma swoje tajemnice i pragnienia. Nan cierpi na choroby typowe dla jej podeszłego wieku, między innymi demencję starczą, która bardzo utrudnia jej funkcjonowanie oraz porozumiewanie się z innymi. Karen boryka się z problemami dnia codziennego pracując oraz opiekując się matką i córką. Charlotte zdobywa wykształcenie, a jej celem jest rozpoczęcie studiów. I właśnie zaszła w ciążę. Musi sobie z tym radzić zupełnie sama. Ojciec dziecka nie chce w ogóle na ten temat rozmawiać. Karen uważa, że córka zmarnowała sobie życie i się do niej nie odzywa. Nan chce jej pomóc, ale nie do końca potrafi się odnaleźć w nowej sytuacji. Ojciec dziewczyny jest mężczyzną, z którym ma co prawda kontakt, ale nie do końca może na nim polegać. Jedyną osobą, w której Charlotte ma jakiekolwiek oparcie jest Daniel, kolega ze szkoły. Daje jej rady, rozmawia z nią bez skrępowania. Dzięki temu, że jego tata jest lekarzem zdobywa informacje, do których dziewczyna nie miałaby dostępu oraz świadomości, że powinna o danej rzeczy coś wiedzieć. W sumie postanawia urodzić dziecko, ponieważ jest już za późno na przerwanie ciąży, a matka jest na nią wściekła, więc jeśli urodzi, to zrobi jej jeszcze bardziej na złość.

Przez cały czas czytania tej książki zastanawiałam się jakie będzie jej zakończenie. Bardzo intrygowało mnie zachowanie Karen, która była na córkę po prostu wściekła i nie docierało do niej, że mogłaby jej jakoś pomóc, podzielić się doświadczeniem, udzielić cennych rad z punktu widzenia matki. Jedynym jej pragnieniem było cofnięcie czasu do momentu, gdy mogłaby jeszcze coś zrobić. Natomiast w tym momencie sytuacja była zupełnie poza jej kontrolą i chyba właśnie to nie dawało jej spokoju. Zrozumiałe jest, że chciała dla swojej córki lepszego życia, przyszłości, która zapewniłaby jej byt. I to marzenie legło w gruzach. Dla Karen jest to tragedia. Nie zwraca początkowo uwagi na fakt, że od jakiegoś czasu nie miała w ogóle kontaktu z córką. Mieszkały razem, ale nie żyły zupełnie osobno. Nie wpuszczały się nawzajem do swoich prywatnych światów, a nawet bardzo rzadko ze sobą rozmawiały. Do całej tej sytuacji dochodzi fakt, że sama Karen właśnie się dowiedziała o swojej biologicznej matce. Nie było jej łatwo, gdy okazało się, że Nan nie jest jej prawdziwą matką, ale postanowiła odszukać swoją prawdziwą matkę i zrobić pewnego rodzaju porównanie. Która jest lepsza? Która sprawia mniej kłopotów? Wyników tego porównania nie zdradzę, napiszę tylko tyle, że całe to wydarzenie mocno wstrząsnęło światem kobiety.

Jakie są moje wrażenia? Trudne do sprecyzowania. Podczas czytania były momenty, kiedy z zafascynowaniem pochłaniałam każdą kolejną linijkę, a czasami przechodziły przeze mnie fale irytacji. Dlatego jest mi bardo trudno ocenić tę powieść. 

Fabuła została przedstawiona z trzech perspektyw. Nan przedstawia nam swoje wspomnienia z dzieciństwa i młodości. Karen opisuje swoje problemy oraz przebieg poszukiwań biologicznej matki. Charlotte skupia się na tym, że może jednak nie jest w ciąży, może tylko przez przypadek okres jej się spóźnia (tak, to mnie zirytowało niezmiernie - dziewczyna inteligentna, a nie wie z jakiego powodu może nie mieć okresu). Każda z tych kobiet jest inna, a jednocześnie są bardzo do siebie podobne.

Nie potrafię ugryźć tej książki pod względem opinii. Nie powaliła mnie ona na kolana, ale jednocześnie zostawiła po sobie jakie wrażenie. I właśnie o to chodzi. To wrażenie jest jakieś. Raczej zupełnie neutralne, skoro nie umiem go sprecyzować, ale przez to bezpłciowe, bez charakteru, niejednoznaczne.

Czy polecam? Nie wiem. Decyzja należy do Was. Moje zdanie wobec tego tytułu jest neutralne. Więc ani Was nie zachęcam, ani nie namawiam.

;*


2 komentarze:

  1. Kobiety z domu Sonii - polecam. Jeszcze większy metlik ale dający do myslenia:-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Krokusowe Przemyślenia , Blogger