22:02

Oblubienica morza - Michelle Cohen Corasanti, Jamal Kanj

Źródło zdjęcia

Tak się składa, że tego rodzaju książki wzbudzają we mnie skrajne uczucia. Z jednej strony jestem zachwycona. Realizmem i prawdziwością, jakie można znaleźć na ich stronach. Jednak z drugiej strony, pojawia się najzwyklejsze na świecie przerażenia i swego rodzaju szok, że takie rzeczy działy się naprawdę, że są to fakty, które miały miejsce w historii ludzkości. Co mam na myśli?

Jafa, to miasto, które jest źródłem nieporozumień. Kto powinien w niej mieszkać? Kto powinien w niej rządzić? Komu w ogóle wolno przebywać na jej terenie? Są to pytania, które mogą wydawać się śmieszne i dziwne. Jak to - rządzić? Jak to - komu wolno? A jednak. Taka jest rzeczywistość tego miasta. Nieustanny konflikt, przez który ginie wielu niewinnych ludzi, którzy oczekiwali od życia tylko jednego. Spokoju i szczęścia wśród swoich bliskich. Mieli jednak tego pecha, że dane im było mieszkać w ramionach Oblubienicy morza, czyli Jafy.

Autorka zaprezentowała trzy historie, które pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Pozornie. Tak naprawdę istnieje między nimi wspólny mianownik. W każdym razie, przemieszczamy się pomiędzy rokiem 1932, 1981 i 1994. Zupełnie inne czasy, inni ludzie, ale po pominięciu powiązań rodzinnych okazuje się, że jest jeszcze jeden element, który je łączy. Chęć życia ponad podziałami, konfliktami, w zgodzie ze swoimi przekonaniami i uczuciami. Wydaje się, że nie ma nic prostszego. Niestety, nie wtedy, gdy jest się Żydówką zakochaną w Palestyńczyku. Nie wtedy, gdy jest się Żydówką, która chce otworzyć innym oczy, aby zauważyli dokonane przez siebie zło. I nie wtedy, gdy jest się Palestyńczykiem, który pragnie osiągnąć coś więcej od życia w obozie dla uchodźców. 

Historia przedstawiona w Oblubienicy morza dosłownie chwyta za serce. Nie znajdziecie tutaj komedii i prostej historii miłosnej. Książka jest pełna powagi. I smutku. Żalu. Strachu. A także nienawiści, jaka potrafi zapanować pomiędzy ludźmi. Jest to trochę przygnębiające, ponieważ na co dzień nie myśli się o tym, jak wielkie krzywdy może wyrządzić człowiek człowiekowi. Takie książki mocno zwracają na to uwagę i otwierają oczy czytelnikowi. 

Na początku wspomniałam o skrajnych uczuciach podczas lektury. Szczerze? Jest to coś, co sprawia, że książka wiele zyskuje. Nie ma nic lepszego od odczuwania tylu emocji podczas czytania. Oblubienicą morza jestem zachwycona i to w 100%. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego. Nie jest to książka, którą można "połknąć" w jeden wieczór. Trzeba ją przemyśleć, wręcz przetrawić, żeby dogłębnie zrozumieć sytuację bohaterów, a także zwykłych ludzi, którzy przeżywali tak straszne chwile. Refleksja nad poruszonym tematem to obowiązkowy element, ale nie jest wymuszony. Książka sama w sobie skłania do tej refleksji, czytelnik nie musi zmuszać się, aby na chwilę przystanąć i zastanowić się na treścią i wydarzeniami. 

Każdy konflikt wojenny możemy rozumieć na dwa sposoby. Jeden, to sytuacja polityczna, która jest od nas oddalona na tyle daleko, że możemy się czuć bezpiecznie, ale jednocześnie na tyle blisko, że śledzimy kolejne wydarzenia. Drugi sposób ma wymiar bardziej ludzki. To nie jest ogólnie pojęty konflikt między dwoma czy trzema państwami. To tragedia, która spotkała zwykłych ludzi, zwykle mających niewiele wspólnego z działaniami "góry". Niestety, najczęściej, to właśnie oni cierpią najbardziej. Zwykli ludzie, którzy po prostu chcą żyć i cieszyć się tym życiem. Tymczasem, ich nadrzędnym zadaniem, jest walka o to życie i o każdy kolejny dzień. Często jest ona zakończona niepowodzeniem, klęską. I to zostało pokazane idealnie. Działania wojenne swoją drogą, ale cierpienie i strach cywilów, to coś zupełnie innego.

Bardzo się cieszę, że mogłam poznać tę historię. Autorka sprawiła, że nawet najtwardsza osoba podczas czytania niektórych fragmentów poczuje ucisk w gardle i z trudem powstrzyma łzy. Nie każdy potrafi tak pisać. Michelle Cohen Corasanti ma taką zdolność i potrafi ją wykorzystać. Mam nadzieję, że nie było to ostatnie spotkanie z jej twórczością. Muszę nadrobić Drzewo migdałowe. Teraz po prostu muszę. 

Za możliwość przeczytania Oblubienicy morza serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN.

1 komentarz:

  1. Uwielbiam Michelle Cohen Corasanti :D Tej książki akurat jeszcze nie czytałam, ale od dłuższego czasu się zbieram. Twoja recenzja, na pewno sprawi, że zrobię to szybciej niż później :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Krokusowe Przemyślenia , Blogger