Źródło zdjęcia |
Jeden szczegół potrafi zburzyć wszystko, co wydawało się idealnie zbudowane. Już było tak dobrze! Miało być jeszcze lepiej! Mieli zerwać ze sobą wszelki kontakt, zapomnieć o sobie, żeby małżeństwo Anny i Roberta miało jakiekolwiek szanse na przetrwanie. I ten jeden mail wszystko zniszczył. Zrównał z ziemią zaufanie, które stopniowo i z tak wielkim trudem ponownie zaczęło istnieć. I co teraz będzie?
Przede wszystkim ucieczka. Można powiedzieć, że znowu. Sytuacja się powtarza i Anna ucieka. Tyle tylko, że tym razem jest zupełnie inaczej. Nie jest sama. Ma synów, którym musi zapewnić bezpieczeństwo i wyjaśnić, dlaczego tak nagle wyprowadzają się od taty. Anna jednak postawiła wszystko na jedną kartę. Nie mogła, po prostu nie mogła znieść ponownej porażki.
Tutaj na scenę wkracza Michał. Pojawiał się wcześniej, ale jego udział w fabule był niewielki. Teraz się to zmieni. Właśnie Michał pomoże Annie w kryzysowej sytuacji. Wcześniej przyjął ją do pracy, teraz przyjmie ją pod swój dach. Chyba dzięki temu między Anną a Michałem coś zaiskrzy. Pojawi się uczucie, którego Anna się nie spodziewała i nigdy nie przewidywała.
Anna nie ma żadnych wątpliwości. Nie chce być żoną Roberta i ma nadzieję, że uda jej się rozwieść najszybciej, jak tylko się da. Jednak nie jest to takie proste. Okazuje się, że rozwód nie należy do najłatwiejszych, sprawa się przeciąga. Wypływają szczegóły, które wcale nie pomagają, a wręcz przeciwnie. Przy okazji, zupełnym przypadkiem, Anna dowiaduje się czegoś jeszcze. Czegoś, co sprawi, że zwątpi w swoje zdolności do osądzania ludzi. Obawia się, że nie będzie już potrafiła komukolwiek zaufać.
Anna nie ma żadnych wątpliwości. Nie chce być żoną Roberta i ma nadzieję, że uda jej się rozwieść najszybciej, jak tylko się da. Jednak nie jest to takie proste. Okazuje się, że rozwód nie należy do najłatwiejszych, sprawa się przeciąga. Wypływają szczegóły, które wcale nie pomagają, a wręcz przeciwnie. Przy okazji, zupełnym przypadkiem, Anna dowiaduje się czegoś jeszcze. Czegoś, co sprawi, że zwątpi w swoje zdolności do osądzania ludzi. Obawia się, że nie będzie już potrafiła komukolwiek zaufać.
Podejrzewam, że gdyby miała takie zdolności i mogła przewidzieć, co stanie się na skutek jej decyzji, to nie zdobyłaby się na ten krok i nie złożyłaby pozwu rozwodowego, a już z pewnością zastanowiłaby się nad tym, co chce zrobić. Jednak stało się i nie może cofnąć czasu. Karuzela zaczęła się kręcić.
Zawsze mam pewne obawy przed kolejnymi tomami jakiejkolwiek serii. Najczęściej jest tak, że pierwsza część jest najlepsza, później jest już różnie. W tym przypadku Kruchość jutra utrzymała poziom. Z ogromną przyjemnością wróciłam do perypetii Anny i Roberta. Już po pierwszych stronach okazało się, że druga część dorównuje pierwszej.
Znowu mamy do czynienia z historią prawdziwą aż do bólu. Przecież każdy popełnia błędy. Każdy chce też się bronić przed zranieniem przez inną osobę. Wszyscy chcą uchronić dzieci przed złem. Ludzie chcą coś osiągnąć, czasami kosztem innych. Czy tak nie jest?
Autorka to pokazała, opisała najprościej jak się da, bez owijania w bawełnę. I bardzo to doceniam, bo nie jest to proste. Ewa Bauer przedstawiła rzeczywistość z pozorną lekkością. Fakt, dalej brakowało mi większej ilości dialogów. Nie przepadam za tak częstymi opisami, mam wtedy wrażenie, że mniej się dzieje, choć wcale tak nie jest Dialogi dodałyby więcej dynamiki, ale tak jak w przypadku pierwszej części, oprócz tego jednego szczegółu nie mam nic do zarzucenia.
Może się wydawać, że takie historie są niemożliwe. Jak to? Tuż obok nas może dziać się coś takiego? Mogą żyć tacy ludzie? Owszem, mogą. I dobrze jest mieć tego świadomość. Nie po to, żeby każdego podejrzewać o najgorsze, bo nie o to tutaj chodzi. Raczej po to, żeby uświadomić sobie, że pozory mylą. Że nadmierna ufność do każdej nowo poznanej osoby nie zawsze może nam wyjść na dobre. Że trzeba uważać na siebie, na bezpieczeństwo swoje i bliskich zawsze o wszędzie.
Zawsze mam pewne obawy przed kolejnymi tomami jakiejkolwiek serii. Najczęściej jest tak, że pierwsza część jest najlepsza, później jest już różnie. W tym przypadku Kruchość jutra utrzymała poziom. Z ogromną przyjemnością wróciłam do perypetii Anny i Roberta. Już po pierwszych stronach okazało się, że druga część dorównuje pierwszej.
Znowu mamy do czynienia z historią prawdziwą aż do bólu. Przecież każdy popełnia błędy. Każdy chce też się bronić przed zranieniem przez inną osobę. Wszyscy chcą uchronić dzieci przed złem. Ludzie chcą coś osiągnąć, czasami kosztem innych. Czy tak nie jest?
Autorka to pokazała, opisała najprościej jak się da, bez owijania w bawełnę. I bardzo to doceniam, bo nie jest to proste. Ewa Bauer przedstawiła rzeczywistość z pozorną lekkością. Fakt, dalej brakowało mi większej ilości dialogów. Nie przepadam za tak częstymi opisami, mam wtedy wrażenie, że mniej się dzieje, choć wcale tak nie jest Dialogi dodałyby więcej dynamiki, ale tak jak w przypadku pierwszej części, oprócz tego jednego szczegółu nie mam nic do zarzucenia.
Może się wydawać, że takie historie są niemożliwe. Jak to? Tuż obok nas może dziać się coś takiego? Mogą żyć tacy ludzie? Owszem, mogą. I dobrze jest mieć tego świadomość. Nie po to, żeby każdego podejrzewać o najgorsze, bo nie o to tutaj chodzi. Raczej po to, żeby uświadomić sobie, że pozory mylą. Że nadmierna ufność do każdej nowo poznanej osoby nie zawsze może nam wyjść na dobre. Że trzeba uważać na siebie, na bezpieczeństwo swoje i bliskich zawsze o wszędzie.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Szara Godzina
Zapisuję na swojej liście książek do przeczytania :)
OdpowiedzUsuń